Aquilla

napisała o Afrykańska królowa

I tu się z Lamijką nie zgodzę :) . Uwielbiam Bogarta w Sokole, Casablance i Wielkim Śnie, ale tutaj też strasznie mi się podobał. Wieczne zadowolenie, mimika twarzy na krawędzi przesady, udawanie hipcia (szczęka mi opadła) i podśpiewywanie (wyobraziłam sobie, jak śpiewali po pijaku z Sinatrą - to musiał być duet dziesięciolecia...). Hepburn świetna jako stara panna odnajdująca uroki życia. Fabuła to czysta, radosna rozrywka i przygoda, z końcówką tak absurdalną, że nie mogłam przestać się szczerzyć. W ogóle szczęka mnie boli od dwugodzinnego, radosnego uśmiechu, jaki miałam podczas seansu. W sumie to absolutnie nie jest wielkie, ambitne kino (i nawet nie próbuje go udawać), raczej prosty, przygodowy filmik, ale dał mi tyle radochy, że nie mogę ocenić go niżej.